Pan Brumm jeździ konno – recenzja patronatu
Dziś z największą przyjemnością przychodzę do Was z recenzją mojego najnowszego patronatu. Jest on w moim odczuciu wyjątkowy pod wieloma względami. Po pierwsze, są to kolejne przygody Pana Brumma, które absolutnie uwielbiam i już sam bohater jest tu gwarancją apetycznej lektury. Po drugie, jest to książka wnosząca tyle humoru i sytuacyjnego żartu, tak w warstwie tekstowej jak i graficznej, że dzień od razu robi się jaśniejszy. Po trzecie, patronat nad tym tytułem objęłam ramię w ramię z Julitą, którą znacie jako Bajkochłonkę, a jest dla mnie ogromy zaszczyt. Po czwarte, książka opowiada o koniach – czy trzeba dodawać coś więcej 😉? Pozwólcie więc, że zaproszę Was do lektury recenzji, w której opowiemy jak… Pan Brumm jeździ konno!
Pan Brumm, Kaszalot, Borsuk i Pstryczek wybrali się to stadniny Kopytkowo. Wszyscy byli bardzo podekscytowani, zwłaszcza zaś Borsuk, który ostatnio zdobył odznakę Wielkiego Końskiego Jabłka i nie mógł się doczekać, by zaprezentować przed przyjaciółmi swoje umiejętności. Pan Brumm też się cieszył – marzył, by dosiąść jednego z uroczych miniaturowych kucyków. Jakież było jego zdziwienie, gdy Pani Kopytko osiodłała dla niego… wielkiego i łasego na przysmaczki muła! Wraz z wodzami, Pan Brumm dostał krótką instrukcję obsługi Chrupka. Jedź wyznaczoną ścieką. Trzymaj go z daleka od przysmaków. Podążaj za kucykami. Wtedy na pewno nic złego się nie przydarzy… Ale czy aby na pewno?
„Pan Brumm jeździ konno” jak każda z opowieści Daniela Nappa, pełna jest wybitnego dowcipu, tak charakterystycznego dla komedii pomyłek. Jest to jedna z tych książek, w którym słowa „na pewno nic złego się nie przydarzy” od razu traktujecie jako zapowiedź rychłej katastrofy. No i oczywiście nie ma tu miejsca na pomyłkę! Wszystko idzie inaczej niż powinno, a z każdą kolejną próbą ratowania sytuacji Pan Brumm i Kaszalot wpadają w coraz większe tarapaty. Chyba tylko Chrupek jest zadowolony, bo na każdym kroku czekają go apetyczne przekąski! Czy jednak niedźwiedziowi i złotej rybce i tym razem uda się wyjść z opresji obronną łapą i płetwą? Sprawdźcie sami!
Przygód Pana Brumma nie da się nie lubić. Świetny tekst, pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji, karykaturalnego dowcipu i błyskotliwych dialogów, zachwyci zarówno młodych czytelników, jak i tych zupełnie dorosłych. Sama treść to jednak jedynie połowa humoru autora. Na ilustracjach jak zawsze przemyca on mnóstwo smaczków, dopełniających przezabawnego wydźwięku całej opowieści. Mamy tu więc Pana Brumma wsiadającego na muła po schodach, zwykle przystawianych do samolotów pasażerskich. Jest kuna, smażąca konfitury na turystycznej kuchence i mysz, pływająca po rzece na papierowej łódce. Jest też żuk na deskorolce i góra Rushmore, która odegra w całej fabule niemałą rolę! Warto poświęcić chwilę na uważniejsze przyglądnięcie się grafikom – ilość zabawnych i absurdalnych szczegółów naprawdę zdumiewa 😊.
Nie będę ukrywać, jestem ogromną fanką Pana Brumma i jego pełnych zaskoczeń przygód. „Pan Brumm jeździ konno” nie jest tu wyjątkiem i z największą przyjemnością polecam ten tytuł do rodzinnej lektury z dziećmi już od 5. roku życia. To naprawdę świetna, niezwykle zabawna opowieść, która nie tylko śmieszy, ale pokazuje również, że z każdej sytuacji, choćby nie wiem jak beznadziejnej, zawsze jest jakieś wyjście, a każdą wadę można przekuć w zaletę, o ile tylko ma się wystarczająco dużo kreatywności 😊!
Metryczka:
- autor – Daniel Napp
- ilustrator – Daniel Napp
- tłumacz – Elżbieta Zarych
- Wydawnictwo Bona
Zajrzyjcie także tu:
Pan Brumm jedzie pociągiem – recenzja
Pan Brumm wchodzi na boisko – recenzja
Pan Brumm na Hula Hula – recenzja
Pan Brumm i Megasaurus – recenzja
Zwariowane przygody Pana Brumma – recenzja