Dźwiękotwór – recenzja
Zdarza Wam się stroić miny z dziećmi? Jeśli nie, to gorąco polecam! To naprawdę świetna zabawa, która nie tylko dostarczy porządnej dawki endorfin, ale także pozwoli złapać do siebie odrobinę dystansu oraz… pogimnastykować buzię i język! A jeśli zupełnie przy okazji można przemycić kilka logopedycznych ćwiczeń, tym lepiej! Dlatego właśnie dziś chciałam pokazać Wam książkę, która zachęca nie tylko do wygłupów i strojenia min, ale także do ćwiczeń aparatu mowy, w dodatku sposób naprawdę urzekający niebanalnością formy. Zapraszam Was do recenzji nowości o równie intrygującym tytule, co konstrukcji! Oto „Dźwiękotwór”.
Pozwólcie, że ta recenzja będzie miała nieco inną budowę. W końcu książka, o której mówimy jest wydana w sposób zaskakujący właśnie konstrukcją, więc i my odejdziemy od schematu i tym razem po prostu przejdziemy do rzeczy. W punkach. Bo czemu nie!
W tej książce zachwyciły mnie dokładnie cztery rzeczy:
- Jano i Wito – Tu chyba nie trzeba większych wyjaśnień. Bracia są wręcz kultowi! Tytuły z ich udziałem szybko znalazły się wśród księgarnianych bestsellerów, i mówię tu zarówno o całokartononwych książkach, zachęcających do eksperymentów ze zmysłami, jak i tych dla starszych czytelników, które przemycają naukę wymawiania problematycznych głosek. Dzieci, które w pewnym sensie wychowywały się na przygodach tytułowych bohaterów z chęcią sięgną po kolejną propozycję zabawy pod przewodnictwem Jana i Wita. W mojej opinii „Dźwiękotwór” to książka, po którą powinniśmy sięgać z dziećmi po zakończeniu lektury całokartonowych opowieści z ich udziałem, a przed rozpoczęciem przygody z serią „Jano i Wito uczą mówić”. Oczywiście wcale nie oznacza to, że dzieci muszą mieć jakiekolwiek wcześniejsze doświadczenia z książkami Wioli Wołoszyn. Po każdą możecie sięgać zupełnie niezależnie!
- DŹWIĘKO-twór – Oj, dźwięków w czasie lektury natworzycie się co nie miara! To właśnie wokół naśladowania przeróżnych odgłosów zbudowana jest cała zabawa z książką. Cała frajda polega właśnie na tym, by podążając za Janem i Witem przejść cały alfabet, skupiając się na każdej literce osobno. Krótkie logopedyczne wskazówki, zawarte w komiksowych dymkach, posłużą rodzicom czy pedagogom za instrukcję, pozwalającą zweryfikować, czy usta, język i zęby robią w czasie wymowy poszczególnych głosek to, co trzeba. Jednak główne przesłanie każdej rozkładówki skierowane jest do dzieci. Wielkimi literami zapisane są dźwięki, które macie powtórzyć, a Jano i Wito świetnie wprowadzą Was w sytuacje, w których dane odgłosy można usłyszeć. No i tu zaczynają się czary!
- Dźwięk-OTWÓR – Bez otworu tej książki by po prostu nie było. Serio! W samym środku każdej rozkładówki znajduje się bowiem wielka dziura, idealna, by wsadzić w nią… głowę małego czytelnika! Tak, tak, dobrze słyszeliście! Dzięki takiej konstrukcji młodzi odbiorcy, którzy proszeni są, by beczeć jak owce, czuczać jak pociąg, dzwonić jak dzwonek, kumkać jak żaba czy warczeć jak wiertarka, całym sobą będą mogli stać się postacią czy przedmiotem, który mają naśladować. Fenomenalny pomysł, prawda? Moim zdaniem nie ma lepszego sposobu, na namówienie dzieci do nauki poprawnej wymowy, niż właśnie poprzez zaproszenie ich do zabawy odgłosami, w dodatku połączonej z udawaniem i strojeniem min. Powiem więcej, świetnie można w to wciągnąć rodzeństwo i pójść o krok dalej. Zgadniecie kim jestem? ŹŹŹŹDŹZZZIUUUUM! Jestem…. wyścigówką!
- Ilustracje – Kto raz zobaczył grafiki Przemka Liputa, ten skazany jest na to, by je pokochać 😊! A te w serii o Jano i Wito to już w ogóle! Ale skupmy się na „Dźwiękotworze”. Przemek Liput zrobił naprawdę wszystko, by na każdej rozkładówce zwykły otwór zamienić w niebanalną, kompletną scenę, w której młody odbiorca stanie się najróżniejszymi stworzeniami (od świerszcza, przez psa i kota, po żabę, hipopotama i lwa), pojazdami (wyścigówka jest naszym faworytem, nie będę nawet próbować tego ukrywać) czy przedmiotami (tu w rankingu najdziwniejszych rzeczy, które udawaliśmy nie tylko podczas lektury „Dźwiękotworu”, ale w ogóle w życiu, była… kupa. Czad!). I całość, sam otwór, jak i grafiki, fonetycznie zapisane dźwięki, sceny z udziałem bohaterów książki i jej czytelników, całość staje się źródłem naprawdę świetnej zabawy, które towarzyszy kupa (a jakżeby inaczej 😉!) śmiechu i frajdy. Nie sposób się źle bawić z tym tytułem.
Czy „Dźwiękotwór” ma jakiś mankament? W mojej opinii zaledwie jeden:
- Papier zamiast kartonu – Otwór pośrodku rozkładówki jest wcale niemały, a co za tym idzie, u góry i u dołu książki grzbiet jest stosunkowo wąski i łatwo kartki po prostu powyrywać z oprawy. Zwłaszcza, że przy lekturze i ćwiczeniu wymowy jest tyle emocji, tych pozytywnych i wyzwalających ogromne pokłady energii, że o latające kartki naprawdę nietrudno. Czy lepiej byłoby, gdyby strony były całokartonowe? Wydaje mi się, że tak, ale tylko wtedy, gdyby była to stosunkowo cienka tektura, taka jak choćby w popularnej Księdze Dźwięków czy Księdze Ryków. Wtedy zarówno trwałość książki byłaby większa, jak i korzystanie z tytułu łatwiejsze i przyjemniejsze. Czy to duży minus? A skąd! Ale w mojej opinii wart tego, by o nim napisać 😊.
Jak oceniam „Dźwiękotwór”? Na piątkę z plusem! Zabawa z tym tytułem jest świetna – mnóstwo śmiechu i bolące brzuchy są w czasie lektury po prostu gwarantowane. Moje dzieci z wielką radością parskały, beczały, wyły, lilały, bzyczały i wydawały z siebie przeróżne, zupełnie dziwne i te całkiem znane i normalne dźwięki, całą swoją buzią próbując przy okazji zmienić się w to, co udawały. Ta książka to sztos! I jestem pewna, że zaczytamy na śmierć niejeden egzemplarz 😉!
Metryczka:
- autor – Wiola Wołoszyn
- ilustrator – Przemek Liput
- Wydawnictwo Mamania
Link do strony wydawnictwa:
https://mamania.pl/product-pol-1087-Jano-i-Wito-Dzwiekotwor.html