Tajemnica domu w Bielinach – recenzja
Wyobraźcie sobie, że Polska nadal jest monarchią, a Mieszko I nigdy nie wziął chrztu. Oczywiście w kwestii nowoczesnych technologii nic się nie zmieniło, nadal mamy dostęp do Internetu, ciągle w kieszeniach wibrują nam telefony komórkowe, ale świat mimo wszystko wygląda zupełnie inaczej. W lasach spotkać można leszego, w domu może zagnieździć się bieda, a między ludźmi przechadzają się słowiańscy bogowie, tacy jak Swarożyc czy Mokosz. Brzmi intrygująco, prawda? A teraz wyobraźcie sobie, że w wyniku szeregu mało przyjemnych wydarzeń właśnie macie przeprowadzić się do szeptuchy, która jest Waszą daleką krewną. Brzmi jeszcze ciekawiej, prawda? No to zerknijcie razem z nami do książki, która kryje taki właśnie niezwykły świat. Oto „Tajemnica domu w Bielinach”!
Bogusia, Tosia, Leszek i mała Dąbrówka wraz z mamą stoją u progu wielkich zmian. Rodzice czwórki rodzeństwa niedawno się rozwiedli, a teraz, gdy tata się wyprowadził, nieco pomniejszoną rodzinę Lipowskich również czeka przeprowadzka. Daleka krewna mamy zachorowała i ma poważne kłopoty z pamięcią, zamieszkają więc na krańcu małych Bielin, by pomóc staruszce opiekować się wielkim domem. I choć mama obiecywała, że wieś jest piękna, a dom świeżo po remoncie, wszystkich czekała niemiła niespodzianka…
Chałupa cioci Mirki już na pierwszy rzut oka wyglądała podejrzanie. Choć miała być odremontowana, sprawiała wrażenie, jakby miała rozpaść się tu i teraz. Okiennice smętnie zwisały na uszkodzonych zawiasach, a łuszcząca się farba i wszechobecny kurz dopełniały obrazu nędzy i rozpaczy. Jak to możliwe, że dom, który jeszcze niedawno był w świetnym stanie teraz chylił się ku upadkowi? I dlaczego ciocia, która przez lata pełniła we wsi rolę szeptuchy, zaczyna się dziwnie zachowywać za każdym razem, gdy dzieci dopytują o demony czy duchy? Te pytania nie dawały spokoju Bogusi, Leszkowi i Tosi. I choć do tej pory nie wierzyli oni w słowiańskich bogów i obecność demonów, teraz musieli przyznać, że w ich domu dzieją się rzeczy naprawdę dziwne. Drzwi same się otwierają, garnki spadają z haczyków, a rzeczy giną w niewyjaśnionych okolicznościach. Kto jest za to odpowiedzialny? Jaką tajemnicę skrywa dom w Bielinach?
Katarzyna Miszczuk już jakiś czas temu zachwyciła mnie swoimi powieściami, w których w tak niezwykły sposób łączy współczesność ze starosłowiańskimi wierzeniami. Ta śmiałość w kreacji, cudownie oddająca paletę barw słowiańskiego bestiariusza i mitologii naprawdę mnie urzekła. Cieszę się, że autorka poszła o krok dalej i postanowiła swoją wyjątkowo udaną wizję przenieść do literatury młodzieżowej. „Tajemnicę domu w Bielinach” czyta się jednym tchem! Historia Bogusi, Tosi, Leszka i ich rodziny wciąga i sprawia, że trudno się od niej oderwać. Młodzi czytelnicy nie tylko będą mieli szansę w niebanalny sposób dotknąć słowiańskich korzeni, ale także otrzymają kawałek naprawdę dobrej lektury, bowiem książka ta łączy w sobie wiele ważnych i potrzebnych wątków. Jest to nie tylko historia trudnych zmian w życiu młodych bohaterów, ale także opowieść o pierwszych miłościach, odwadze do wyjścia ze swojej strefy komfortu, a także piękną historią relacji między rodzeństwem, czasem niełatwych, a czasem wręcz przeciwnie, pełnych wsparcia i zrozumienia. Wszystko zaś dzieje się w bardzo tajemniczym, pełnym zagadek i niejasności miejscu, dzięki czemu fabuła w zasadzie od pierwszej strony po ostatnią trzyma czytelników w napięciu.
Przyznam, że z ogromną ekscytacją przyjęłam wieść, iż ilustracje do tej książki wykona Marcin Minor. Po prostu nie mogło być inaczej! Nieco mroczna kreska tego grafika idealnie wpasowuje się w klimat pióra pani Miszczuk. Nie zawiodłam się, choć czuję niedosyt! Nie z powodu ilustracji, bo te, które tu znajdziecie są wyjątkowe, ale z powodu tego, że jest ich tak niewiele. Choć jest to książka, przeznaczona zdecydowanie dla czytelnika w wieku 9+, to specyficzna atmosfera tej opowieści i sam fakt, iż książka dotyka słowiańskiej mitologii moim zdaniem aż proszą się o ubogacenie fabuły w graficzną oprawę. Tu było jej moim zdaniem zdecydowanie za mało. Po cichu jednak liczę, że kolejne tomy będą zdecydowanie miały więcej ilustracji i rozpieszczą nie tylko czytelniczo, ale także wizualnie. I tak, dobrze zrozumieliście! „Tajemnica domu w Bielinach” to pierwszy tom cyklu „Klub Kwiatu Paproci”, który moim zdaniem rozpoczął się wybornie i zdecydowanie mam apetyt na więcej.
„Tajemnica domu w Bielinach” to powieść, którą polecam czytelnikom od 9. roku życia. Znajdziecie tam obfitą garść słowiańskiej mitologii, szczyptę mroku, sporo tajemnic, wiele ciekawych wątków i fabułę tak wartką, że nie sposób się od niej oderwać. Zdecydowanie warto tę książkę przeczytać!
Metryczka:
- autorka – Katarzyna Berenika Miszczuk
- ilustrator – Marcin Minor
- Wydawnictwo Wilga
Do zdjęć wykorzystano rozkładówki z książek „Atlas – stwory i potwory” oraz „Atlas mitologii świata” Wydawnictwa Greg.