Kapryśne wróżki – recenzja
Są takie dni, kiedy nic nie jest takie, jak być powinno. Powietrze jest za gęste, woda za mokra, Słońce za jasne, a podłoga za twarda. Gdy nasz Kuba ma taki dzień, absolutnie nic nie jest w stanie go zadowolić. Tupie nogami, łzy leją się strumieniami, a dłonie zaciskają w pięści. I mogę się dwoić i troić… i nic! Odrobinę pocieszyło mnie to, że nawet wróżki mają czasem kaprysy. Dowiedziałam się o tym całkiem niedawno i stwierdziłam, że skoro nawet one miewają gorsze dni, to znaczy, że po prostu nic nie da się zrobić. A może jednak jest coś? No tak! Zawsze możecie przeczytać książkę „Kapryśne wróżki”! Jestem pewna, że po lekturze tej nowości wszystkie złe humory uciekną tam, gdzie pieprz rośnie (albo tam, gdzie chodzą… gobliny!). Z resztą, przekonajcie się sami 😊.
Jeśli podobnie jak ja myśleliście, że wszystkie wróżki są urocze i pomocne, to cóż, byliście w błędzie. Otóż okazuje się, że niektóre z nich (zwłaszcza te malutkie) bywają bardzo kapryśne. Gdy już mają taki dzień pełen kaprysów, to wszystko je denerwuje i na nic nie mają ochoty. A już szczególnie nie mają ochoty na to, by komukolwiek pomagać! Marszczą wtedy noski, wydymają wargi, tupią nogami, a każda prośba o pomoc sprawia, że kapryszą jeszcze bardziej.
Pewnego dnia, właśnie takiego, gdy małe wróżki były kapryśne jak nigdy dotąd, w lesie grasował goblin. Mieszkańcy lasu próbowali ostrzec wróżki przed łakomym potworem, który wprost uwielbiał pożerać kapryśne wróżki na obiad. Grymaszące maluchy nic jednak nie robiły sobie z przestrogi ptaszków czy myszki. Tak były skupione na kapryszeniu, że zdawały się w ogóle nie zauważać śmierdzących stóp goblina i jego wielkich zębów, wystających zza krzaków. Jak się skończy ta historia? Sprawdźcie sami!
Przyznam, że początkowo miałam mieszane uczucie, czy oby na pewno komfortowo czuję się z przesłaniem „Jak będziesz kaprysić, to zje cię wielki włochaty olbrzym”. Jednak gdy obserwowałam reakcję mojego Kuby, stwierdziłam, że w tej opowieści wcale nie chodzi o moralizowanie, czy straszenie maluchów goblinem, a o świetną zabawę! Muszę powiedzieć, że małe kapryśne wróżki rozśmieszyły nas do łez. Czytając dymki z ich kwestiami i patrząc na ich przeurocze, pomarszczone noski od razu na myśl przyszedł mi smerf Maruda, krzyczący wniebogłosy „Jak ja nie cierpię nie cierpieć!”. I co tu dużo mówić, chyba każdy z nas miewa takie dni, kiedy po prostu wszystko jest nie tak. Ale nawet gdy kaprysy przysłaniają Wam cały świat i nie zauważycie goblina, który na takie kapryśne istoty miałby wielką chrapkę, nic nie jest stracone! Wystarczy odrobina sprytu, chwila odwrócenia uwagi i wkrótce okazuje się, że nie tylko goblin uciekł gdzie pieprz rośne, ale i grymasy zwiały w siną dal!
„Kapryśne wróżki” to niezwykle dowcipna i całkiem przyjemna książka, która pokaże, że najlepszym lekarstwem na zły humor jest… odwrócenie uwagi. I choć być może nie każdemu do gustu przypadnie włochaty, śmierdzący goblin, to zachęcam, by przyjrzeć się tej opowieści z dystansem. My, pomimo moich początkowych obaw, naprawdę świetnie się bawiliśmy z kapryśnymi wróżkami. Co więcej, nieapetyczne zębiska i paskudne stopy goblina prawdopodobnie już zawsze będą wywoływać uśmiech na naszych twarzach wtedy, gdy do głosu dojdą kaprysy 😉!
Polecam „Kapryśne wróżki” dzieciom od 4. roku życia.
Metryczka:
- autor – Bethan Stevens
- ilustrator – Bethan Stevens
- tłumacz – Ernest Kacperski
- Wydawnictwo Zielona Sowa