Babcocha – recenzja
Tak się już jakoś przyjęło, że czarownica w książkach zwykle jest zła. A przecież w słowiańskich tradycjach głęboko zakorzenione były szeptuchy, zwane babami, czarownicami czy wiedźmami, które mi osobiście kojarzą się z mądrością, wrażliwością, życiem w zgodzie z naturą i czymś nieuchwytnym, co wielu z nas nazwałoby magią. Taka jest właśnie Babcocha, którą do życia na kratach swojej książki powołali Justyna Bednarek i Daniel de Latour. Macie ochotę ją poznać? Zerknijcie do naszej recenzji!
Babcocha przyleciała do Grajdołka na gradowej chmurze. Nie wiadomo, czy był to przypadek, czy może czarownica czuła, że we wsi trzeba zaprowadzić porządki. I choć jej nagłe pojawienie się w Grajdołku nie wywołało większej sensacji, to swym subtelnym, niemal niezauważalnym działaniem Babcocha odmieni wszystkich mieszkańców tej niewielkiej mieściny. A zacznie od zamienienia marudnego Józka Gołębia w… kolorowy wiatraczek! Nie myślcie jednak, że biedny Józek pozostał w tej zabawnej formie przez resztę życia. Na wołanie Gołębiowej Babcocha go raz dwa odczarowała. A ta krótka przemiana chyba spełniła swoje zadanie, bo Józek już więcej nie narzekał ani na pogodę, ani na nadmiar obowiązków 😉.
Babcocha miała jednak ważniejsze zadanie niż przejmowanie się kapryszącymi chłopami w Grajdołku. Pewnego dnia poznała dziewczynkę, Bernadettę, która nosiła w sobie głęboko skrywany smutek. I choć ojciec w ogóle nie zauważał nieciekawego nastroju córki, to Babcocha dzięki swej uważności i wrażliwości szybko dostrzegła, że coś jest na rzeczy! Towarzysząc Bernadetcie, krok po kroku odkrywała potrzeby dziewczynki, jej marzenia, a także chowane w sercu urazy. I wspólnie z Orzechowym Lichem raz dwa tak zamieszała, pozmieniała i zaczarowała, że już nic nie było takie samo. Ale o tym musicie przekonać się sami!
„Babcocha” to książka, w której o losach tytułowej bohaterki przeczytacie w króciutkich opowiadaniach. Większość z nich zajmuje zaledwie stronę, ale choć tekstu nie ma w nich wiele, to skrywają one ogrom treści! Ta przecudowna czarownica, która moim zdaniem pachnie drożdżowymi bułkami i powidłami śliwkowymi, pokaże dzieciom, że nie ma większego skarbu niż szczęście młodego człowieka. A jej obecność w Grajdołku będzie także świetną lekcją życia! Babcocha nauczy mieszkańców wsi (a przy okazji także obserwatorów jej przygód), że trzeba szanować wszystkie zwierzęta, a naturę traktować jak najlepszego przyjaciela, z troską i uważnością, za co odwdzięczy się po stokroć. To jednak ciągle nie koniec!
Opowieść Justyny Bednarek budzi w czytelniku wiele emocji. Jest to ciepła, nieco filozoficzna, miejscami zabawna, a miejscami smutna historia, krążąca wokół relacji międzyludzkich. Przeczytacie tu o samotności, potrzebie miłości, szczerości, ale także oszustwach czy chodzeniu w życiu na skróty. Całość zaś jest idealną mieszanką mądrych treści z humorem i przekorą. Babcocha utrze nosa niejednemu dorosłemu, co z pewnością zapewni dzieciom nie lada radość! Zwłaszcza, jeśli przygodom bohaterki towarzyszyć będą przezabawne, niezwykle barwne i jakże charakterystyczne ilustracje Daniela de Latour, który jak zawsze potrafi idealnie wręcz dopełnić zamysły autorki.
Gorąco polecam „Babcochę” do rodzinnego czytania z dziećmi od 5. roku życia. Te krótkie opowiadania będą świetnym początkiem wielu rozmów na przeróżne, ważne tematy. Przede wszystkim jednak „Babcocha” będzie przyjemną lekturą, w której znajdziecie niemałą porcję świetnego dowcipu sytuacyjnego, niejedną ciętą ripostę i mnóstwo cennych treści, ujętych w prostej, a jednocześnie jakże pomysłowej i ciekawej formie.
Metryczka:
- autor – Justyna Bednarek
- ilustrator – Daniel de Latour
- haft – Maria de Latour
- Wydawnictwo Poradnia K