Dom numer pięć – recenzja
Bywa, że słowa ranią bardziej niż wymierzony policzek. Coraz więcej mówi się o szkodliwości przemocy psychicznej i agresji werbalnej. Ciągle jednak bardzo aktualna pozostaje potrzeba uświadamiania tak dzieci, jak i dorosłych o tym, że nie wolno przyzwalać na przemoc w jakiejkolwiek formie. Dziś pragnę Wam opowiedzieć o książce, która bardzo dobitnie pokazuje, jak głęboko ranią okrutne słowa. Zapraszam Was do recenzji, w której pokazujemy „Dom numer pięć” – piękną i niezwykle wartościową powieść Justyny Bednarek.
Piotr miał dwanaście lat. Od urodzenia cierpiał na wadę wzroku. Z roku na rok widział coraz mniej. Obecnie nie był w stanie poruszać się bez okularów, przez co dla większości kolegów i nauczycieli był niemal niezauważalny. Do każdej drużyny wybierano go jako ostatniego, nie wymagano od niego zbyt wiele, a zajęcia WF-u zwykle spędzał na ławce rezerwowych. Wszystko zmieniło się w czasie lekcji z panem Gliwiuszem. „Umiesz szybciej, stać cię na więcej!” – nauczyciel nie widział w chorobie Piotra usprawiedliwienia, by nie stawiać mu wyzwań. Nikt się jednak nie spodziewał, że drużyna, w której był Piotr wygra mecz koszykówki! I to mecz przeciwko drużynie Eryka, klasowego dręczyciela. Szkolny łobuz postanowił zemścić się na Piotrze, drwiąc z niego i zabierając mu okulary. To był jednak dopiero początek!
Gdy Piotr skończył lekcje, pod szkołą czekał na niego Eryk. Konflikt wisiał w powietrzu. Niedowidzący chłopiec miał dwa wyjścia – czekać, aż Eryk wyładuje na nim całą swą złość lub uciec. Wiedząc, że bez okularów nie ma szans w bezpośrednim starciu, Piotr postanowił biec ile sił. Choć niewiele widział, kierował się instynktem. Gdy trafił na ogródki działkowe, był przekonany, że udało mu się uciec oprawcy. Nic bardziej mylnego. Eryk deptał mu po piętach. Gdy Piotr dostrzegł przed sobą majaczący budynek nie wahał się ani chwili. Nie wiedział jednak, że przekraczając jego próg wspólnie z Erykiem przeniesie się w sam środek tajemniczej krainy, ogarniętej wojną. Chłopcy zostaną wciągnięci w wir zupełnie niezrozumiałych dla nich wydarzeń… Co więcej, za drzwiami niezwykłego domu numer pięć Piotr odzyska wzrok, a Eryk go straci! Jak sobie poradzą w środku wojennej zawieruchy? Jak przyjmą tę nieoczekiwaną zamianę ról?
„Dom numer pięć” to jedna z tych książek, o których nie sposób mówić czy pisać zaraz po zakończeniu lektury. Wymaga ona dłuższej refleksji. Wszystko to, co dzieje się po przekroczeniu progu tytułowego domu jest bardzo metaforyczne. Gdy Eryk i Piotr wchodzą do chaty Kapitana, stają się bohaterami zupełnie innej opowieści. Trwa wojna. Chłopcy przez swoją nieuwagę wypuszczają gołębia, który miał dostarczyć bardzo ważny meldunek. Teraz to na ich barkach spoczywa obowiązek dostarczenia żołnierzom informacji o pozycjach, zajmowanych przez wroga. Nie dotrą jednak do celu. Po drodze wydarzy się wiele, a wszystkie przeciwności losu i stoczone bitwy będą dla obu chłopców źródłem wielu zaskakujących, często bolesnych refleksji.
Justyna Bednarek to autorka, która wielu młodym czytelnikom kojarzy się z lekkimi i bardzo dowcipnymi powieściami dla dzieci. Pragnę jednak ostrzec, że tu nie znajdziecie zabawnych dialogów i uroczych bohaterów. „Dom numer pięć” to powieść, której uniwersum do złudzenia przypomina czasy drugiej wojny światowej. Łapanki, egzekucje, żołnierze z mundurami z trupią czaszką… Trudno o bardziej przejmujące tło dla wydarzeń, których będziemy świadkami. W tych niewyobrażalnie trudnych okolicznościach dwóm chłopcom przyjdzie zmierzyć się nie tylko z wrogim wojskiem, ale przede wszystkim z własnym sumieniem. Eryk przekona się, jak trudno jest znosić protekcjonalne traktowanie. Na własnej skórze odczuje jak bolesna bywa bezsilność wobec drwin i przemocy. Piotr zaś stanie przed pokusą zemsty. Czy wykorzysta swoją pozycję, by wyrównać rachunki wobec kolegi?
Przesłanie „Domu numer pięć”, choć od początku wydaje się być oczywiste, mimo wszystko zaskakuje. „Dopóki na świecie dzieciaki będą się przezywać, robić sobie krzywdę, zabierać okulary i kopać w bolące kolana, ta wojna nigdy się nie skończy!” (cyt. J. Bednarek „Dom numer pięć” str. 81, Wyd. Literackie 2021r.). Trudno o bardziej dobitne słowa. Trudno o lepsze przesłanie. Jeśli chcemy walczyć o pokój na świecie, musimy zacząć od siebie. Od tych drobnych gestów, słów, które ranią równie mocno jak kamień.
„Dom numer pięć” to książka, którą po prostu trzeba przeczytać. Ta opowieść o przemocy, odrzuceniu, akceptacji, przyjaźni i odwadze porusza, zostawia ślad, boli. I to właśnie dlatego jest tak bardzo potrzebna. Niezwykle wartościowa fabuła, piękne przesłanie i pojawiające się tu i ówdzie bardzo sugestywne ilustracje sprawiają, że jest to historia wywołująca wiele emocji. Bardzo się cieszę, że mogłam ją przeczytać… Z pewnością do niej wrócę.
Polecam tę książkę czytelnikom od 12. roku życia.
Metryczka:
- autor – Justyna Bednarek
- ilustrator – Anna Sędziwy
- Wydawnictwo Literackie