Tato, kiedy przyjdzie Święty Mikołaj? – recenzja
Co roku przychodzi taki czas, gdy dzieciom na usta ciśnie się jedno, bardzo konkretne pytanie. Dla jednych maluchów ten moment przychodzi wraz z pierwszymi liśćmi, spadającymi jesienią drzew. Dla innych nieco później, mniej więcej wtedy, gdy pierwsze świąteczne piosenki zaczynają płynąć w radiowych audycjach. A gdy spadnie śnieg, niemal każdy rodzic staje w obliczu konieczności rozwiązania tego istotnego problemu, który nurtuje większość kilkulatków. I dziś, by przyjść Wam z odsieczą, dzielimy się recenzją naszego wyjątkowego, bo świątecznego patronatu. Znajdziecie w nim odpowiedź na to wyjątkowe i jakże ważne dla każdego dziecka pytanie. „Tato, kiedy przyjdzie Święty Mikołaj?”
Gdy pan Paweł Rożyczko grabił jesiennie liście w ogrodzie, nie do końca spodziewał się pytania, z którym przybiegły do niego jego pociechy. Nie spodziewał się go również, gdy kilka dni później wieszał pranie w łazience. A jednak Anna Maria, Olaf i Konstanty nie dawali tacie spokoju i regularnie, co kilka dni, powracali z pytaniem o szalenie nurtującą ich kwestię. Jaką? No przecież to oczywiste! Najmłodsi z rodu Różyczków po prostu musieli wiedzieć, kiedy w końcu przyjdzie Święty Mikołaj!
Pan Paweł, nieco może znużony powtarzającym się pytaniem swoich ukochanych potomków, znalazł rozwiązanie idealne. Przestał powoływać się na pierwszy śnieg czy pierwszy lód na kałużach (w końcu pogoda bywa nieobliczalna i może spłatać figla przed czasem!) i podarował trójce swych dzieci kalendarze adwentowe, wraz z instrukcją, by każdego grudniowego dnia zjadali jedynie jedną czekoladkę. Gdy zaś zniknie ostatnia, będzie to oznaczało rychłe nadejście Świętego Mikołaja. Pan Różyczko nie przewidział jednak jednego. Owej nieprzewidywalności pogody! Bo gdy Anna Maria, Olaf i Konstanty otworzyli ostatnie okienka ze swoich kalendarzy, pan Paweł odebrał bardzo niepokojący telefon. O zamieci śnieżnej. Wielkiej. Takiej, w której utknął Święty Mikołaj wraz z reniferami i prezentami dla młodych Różyczków. Czy będzie to oznaczało, że dzieci nie będą miały świat? I kiedy w końcu przyjdzie Święty Mikołaj? Sięgnijcie po książkę i przekonajcie się sami!
Czytając „Tato, kiedy przyjdzie Święty Mikołaj” nie sposób powstrzymać się od śmiechu. Bawi tu każdy moment książki – zarówno oczekiwania małych Różyczków na przyjście ulubionego Świętego, jak i nieporadne zabiegi pana Pawła, który za wszelką cenę chciał uratować świąteczną atmosferę. Katastrofa goni tu katastrofę, a mimo to nikt nie traci dobrego nastroju 😊. Młodzi Różyczkowie wpadają na rewelacyjne pomysły, mające przyspieszyć czas, pozostały do nadejścia Świętego Mikołaja. Pan Paweł szuka rozwiązania, wpadając w coraz to większe tarapaty. A wszystko to zaprowadzi nas do przesłania naprawdę ważnego i wyjątkowego. Ani zamieć, ani żadna inna katastrofa nie są w stanie powstrzymać od świętowania tych, którzy święta noszą w sercu! I nie ma znaczenia, czy dom odwiedzi jeden prawdziwy Mikołaj, czy dwóch udawanych, tam gdzie jest miłość i rodzinne ciepło, tam nie zabraknie nigdy świątecznej atmosfery.
Muszę przyznać, że rodzinne perypetie Różyczków zawsze budzą w nas ogromną wesołość i ta część nie jest tu absolutnie odstępstwem od tej reguły. Zaśmiewaliśmy się do łez, zwłaszcza gdy Anna Maria, Olaf i Konstanty postawili lekarską diagnozę domowemu zegarowi (tak, temu samemu, który pojawił się w poprzednich przygodach tej niezwykłej rodziny). Takich zabawnych i uroczych momentów jest tu mnóstwo, a finał grzeje serca lepiej niż rozpalony kominek czy kakao z piankami! I właśnie dlatego gorąco polecamy książkę „Tato, kiedy przyjdzie Święty Mikołaj?” na jesienne wieczory, w których czas do nadejścia świąt dłuży się wyjątkowo niemiłosiernie. Z tą książką na pewno będzie płynął szybciej!
Metryczka:
- Autor – Markus Majaluoma
- Ilustrator – Markus Majaluoma
- Tłumacz – Iwona Kiuru
- Wydawnictwo Bona
Zerknijcie także tu:
„Tato, popłyńmy na wyspę” oraz „Tato, zbudujmy domek” – recenzja