Uno – recenzja
Choć o „Uno” słyszeliśmy już nie raz, dopiero ostatnio mieliśmy przyjemność dzięki uprzejmości księgarni Taniaksiazka.pl przetestować tę karcianą grę w domu. I muszę powiedzieć, że sprawiła nam ona mnóstwo frajdy! Mimo że pierwszy zachwyt nową grą familijną już minął, to do teraz po powrocie pociech do domu z chęcią powracamy do tego tytułu. Zobaczcie dlaczego! Zapraszamy do naszej recenzji!
„Uno” to prosta, szybka i przyjemna gra karciana, przeznaczona dla grupy graczy od 2 do 10 osób. Zasady zebrane są w krótkiej i czytelnie napisanej instrukcji, dzięki czemu każdy przyswoi je w zaledwie kilka minut. Cel gry jest prosty – należy jak najszybciej pozbyć się swoich kart (a zaczynamy z siedmioma na ręce), dokładając w swojej kolejce do kolory, liczby lub symbolu wierzchniej karty ze środku stosu. Banalne, prawda?
Myślę, że śmiało można powiedzieć, że „Uno” to w pewnym sensie nieco odmieniona forma klasycznej karcianej gry, jaką jest „Makao”. Mechanika jest zasadniczo taka sama, ale same karty są zdecydowanie przyjaźniejsze oku i młodszym odbiorcom. Wprowadzone są tu karty funkcyjne, opisane jednoznacznymi symbolami, dzięki czemu w przeciwieństwie do „Makao”, nie trzeba się zastanawiać jaka reguła wiąże się z daną kartą. Sprawa jest prosta:
- karta stop sprawia, iż kolejny gracz traci kolejkę
- karta zmiany koloru pozwala zmienić kolor kart, które gracze muszą wykładać na stos środkowy
- karta zmiany kierunku sprawia, iż gracze zagrywają karty w odwróconej kolejności
- karta +2 nakazuje kolejnemu graczowi dobrać dwie karty
- karta +4 i zmień kolor nakazuje kolejnemu graczowi dobrać cztery karty oraz zmienia kolor kart, zagrywanych na stos końcowy.
Skąd nazwa gry? Tu też sprawa jest dość oczywista! W momencie, gdy któremuś z graczy pozostanie na ręce jedna karta, musi on krzyknąć „Uno”, informując innych graczy, że rozgrywka zbliża się do finału. Co dzieje się, gdy ktoś wyłoży ostatnią kartę z tych, które miał na ręce? Wtedy wygrany otrzymuje punkty za wszystkie karty, które pozostały na rękach jego rywali. Zwycięzcą całej rozgrywki jest ten, kto zgromadzi 500 puntków.
Jakie plusy ma „Uno”?
- gra ma nieskomplikowane zasady, które z łatwością można wytłumaczyć osobie, dołączającej do grona graczy znających „Uno” na wylot
- instrukcja jest czytelna, jasna (choć niepozbawiona wad, o czym za chwilę)
- karty są miłe dla oka, przyjazne młodszym graczom
- do gry może zasiąść szersze grono graczy, dzięki czemu jest ona świetna na wszelkiego rodzaju imprezach czy wyjazdach
- pudełko jest bardzo kompaktowe i można je zabrać ze sobą w zasadzie wszędzie
- sama rozgrywka jest bardzo krótka (nie zawsze trzeba grać na punkty, co pozwala dopasować grę to zasobów czasowych, którymi dysponujecie)
- gra jest idealna zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci w wieku szkolnym, z powodzeniem jest to więc propozycja, która zjednoczy pokolenia
Jakie dostrzegam minusy?
- niektórych zasad brakuje w instrukcji – o tym, że w przeciwieństwie do „Makao” tu nie można „przebijać” kart 2+ i 4+ oraz że dozwolone jest wykładanie trzech kart o tej samej wartości lub o rosnącej wartości (ale w tym samym kolorze) doczytałam w Internecie. W odpowiedzi na pytania graczy autorzy i wydawcy gier doprecyzowali te dwie zasady. I choć nietrudno te wyjaśnienia wyszukać w sieci, to szkoda, że instrukcja nie została uzupełniona o te dwie zasady
- opakowanie gry jest mało trwałe – nasze zaczęło się rozdzierać po kilku rozgrywkach, musieliśmy więc pomyśleć o alternatywnej formie przechowywania kart
- same karty również są mało odporne na wszelkiego rodzaju zagniecenia i zagięcia, warto więc wyposażyć się w osłonki do kart, by przedłużyć ich żywotność
Mimo drobnych niedoskonałości uważam, że „Uno” to naprawdę świetna familijna gra karciana, która pozwoli Wam przyjemnie i w emocjach spędzić wspólnie czas. Zdecydowanie jest to warta polecenia forma rodzinnej rozrywki.
„Uno” znajdziecie na TaniaKsiazka.pl.
Metryczka:
- autor – Marle Robbins
- Wydawnictwo Mattel