Bułeczka ma tajemnicę – recenzja
Każdy wie, że gdy do Wigilii pozostają trzy dni, czas zaczyna się ciągnąć, jakby zrobiony był z gumy. Wie to także Bułeczka! A gdy oprócz tak zwyczajnie tęsknego i niecierpliwego wypatrywania świąt, ma się tajemnicę, którą zdradzić można dopiero w wigilijny wieczór, wtedy oczekiwanie staje się nie do zniesienia! Zresztą, Francesca sama opowie o tym najlepiej 😉. Zerknijcie do recenzji cudnej, świątecznej nowości pod tytułem „Bułeczka ma tajemnicę”.
Bułeczka uwielbiała święta. Po pierwsze, w Wigilię jej babcia obchodziła urodziny. Po drugie, wszyscy (nie tylko babcia!) dostawali tego dnia prezenty. Po trzecie, szkoła była wtedy zamknięta, bo zaczynały się ferie świąteczne. Bułeczka kochała ferie świąteczne. Nie musiała wtedy robić tego, co kazał pan Mark. Mogła wygłupiać się z babcią i mamą bez końca. Wszystko jednak wskazywało na to, że te święta będą inne. I Bułeczka wcale nie była z tego powodu zachwycona!
Gdy dowiedziała się, że Klaus, chłopak babci, został dziadkiem, Bułeczka nawet się ucieszyła. W końcu to prawie tak, jakby miała kuzynkę! A chyba każdy wie, że z kuzynkami można robić mnóstwo fajnych rzeczy. Ale gdy babcia zamiast zajmować się Bułeczką, cały wolny czas poświęcała na szycie dzidziusiowych ubranek, Francesca nie była już pewna, czy na pewno aż tak bardzo cieszy się, że Hanna odwiedzi je w te święta. W zasadzie była prawie przekonana, że nie cieszy się wcale. W końcu zamiast bawić się z babcią i dekorować szklarnię tylko się nudziła i czuła nieprzyjemną gulę w gardle! No i nawet radość z tajemnicy, tej wyjątkowej niespodzianki, którą przygotowała dla babci w ramach gwiazdkowo-urodzinowego prezentu, jakby trochę przygasła. Czy uda się ją ponowie rozbudzić w sercu dziewczynki? O tym musicie przekonać się sami!
„Bułeczka ma tajemnicę” to czwarty tom przygód rezolutnej Francesci, zwanej przez wszystkich właśnie Bułeczką. Tym razem pełen jest on świątecznej atmosfery okraszonej szczyptą… zazdrości. Oj tak, Bułeczka obawia się, czy w sercu babci jest wystarczająco miejsca, by upakować tam uczucia do obu wnuczek. Dziewczynka do tej pory była w centrum babcinej uwagi, a teraz jest po prostu inaczej. I chyba każdy z nas zgodzi się z tym, że nie wszystkie zmiany przychodzi nam lekko. Na akceptację niektórych z nich potrzebujemy czasu, byśmy mogli uporać się z emocjami, towarzyszącymi temu, co nowe i nieznane. Gdy zaś gula w gardle zmięknie, a złość ustąpi miejsca ciekawości, może się okazać, że zmiany są całkiem fajne!
Bułeczka, jak zawsze zresztą, przedstawia świat swym błyskotliwym, pełnym humoru dziecięcym językiem. O wielu sprawach dziewczynka mówi bardzo wprost. Niejednokrotnie nie rozumie zachowania dorosłych i opowiada o tym w urzekający sposób, który skradł moje serce już podczas lektury pierwszego tomu jej przygód. Podobnie odbieram ten wewnętrzy, zrozumiały w pewnym sensie tylko dla Bułeczki, jej mamy i babci, język, którym porozumiewają się ze sobą panie. Tam każdy gest, zabawne przezwiska czy zwyczaje, charakterystyczne tylko dla nich, składają się na ogrom miłości, wypełniający bułeczkowe domy (ten u mamy i ten u babci) po same sufity. Całość zaś pełna jest ciepła, tolerancji, zrozumienia dla siebie nawzajem i swoich emocji.
Każda część przygód Bułeczki, zarówno w warstwie graficznej jak i w treści, stwarza przestrzeń pełną akceptacji dla wszystkich tych cech, które nas różnią. Mama i babcia mają figury dalekie od tego, które zobaczymy w kolorowych gazetach czy telewizji. I to jest OK. Bułeczka nie umie czytać, choć potrafi to już jej przyjaciółka. I to też jest w porządku! Babcia i Klaus są razem, choć nie mają ślubu. A Hanna, bobas, który właśnie dołączył do bułeczkowej rodziny, ma dwóch tatusiów. I dla Bułeczki jest to zupełnie normalne. I uważam, że to świetne i ważne, by pokazywać dzieciom jak istotne jest, by szanować wszystkich, bez względu na to jak wyglądają czy w jakim związku żyją. W końcu każdy z nas pragnie być po prostu sobą.
„Bułeczka ma tajemnicę” to naprawdę świetna opowieść, w której pozytywne emocje przeplatają się z tymi mniej radosnymi. Znajdziecie tu szczęście, płynące ze wspólnie spędzonych chwil, radość z robienia sobie prezentów, zniecierpliwienie, wynikające z oczekiwania na coś ważnego oraz zazdrość, która tak łatwo przysłania to, co ważne i pozytywne. Finał jednak jest przepiękny i pełen świątecznej atmosfery! Połączenie pełnej dowcipu i dziecięcego postrzegania świata narracji z jedynymi w swoim rodzaju, nieco karykaturalnymi ilustracjami Lisen Adbåge mnie zachwyca. I choć estetyka prac tej ilustratorki jest niewątpliwie nietuzinkowa i zapewne nie każdemu przypadnie do gustu, to według mnie to jak jest niedoskonała, jest jej największym walorem! Kończąc już, świąteczne przygody Bułeczki polecam z całego serca. Ja uwielbiam tę bohaterkę i będę wypatrywać kolejnego tomu z jej udziałem równie niecierpliwie, co Bułeczka świątecznej przerwy!
Metryczka:
- autor – Sara Ohlsson
- ilustrator – Lisen Adbåge
- tłumacz – Anna Czernow
- Wydawnictwo Dwie Siostry
Zerknijcie także tu:
Bułeczka ratuje świat – recenzja